piątek, 24 czerwca 2011

Chrupiące giganty z czekoladą, kokosem i orzechami nerkowca

Jakiś czas temu miałam doznałam kuchennego olśnienia pod tytułem: "dawać mi tu ciastka z czekoladą i solonymi orzechami nerkowca!", co w prostej linii prowadziło to wklikania w Google "czekolada, ciastka, nerkowiec" i wyszukania całkiem przyjemnego przepisu na ciastka super chrupiące i wypełnione dodatkami po brzegi :) w mojej wersji są ciacho-gigantami, ale ja takie lubię najbardziej ;] Mimo, że użyłam solonych i prażonych orzechów nerkowca to ich słoności jest absolutnie nie wyczuwalna więc proszę się tym nie zrażać. Ciastka robi się na prawdę baaardzo prosto, polecam!

Chrupiące giganty z czekoladą, kokosem i orzechami nerkowca
(przepis jest stąd, moje minimalne zmiany)

Składniki na ok. 18 OGROMNYCH ciastek:

2 i 1/4 szklanki mąki pszennej
1/2 szklanki naturalnego kakao
1 łyżeczka sody oczyszczonej
226g masła, miękkiego
1/2 szklanki brązowego cukru
1 łyżeczka aromatu waniliowego
2 duże jajka
1 szklanka wiórków kokosowych
1 szklanka posiekanych solonych orzechów nerkowca (mogą być dodatkowo np. prażone)
2/3 szklanki drobno posiekanej gorzkiej czekolady

1. Nastawiamy piekarnik na 180 stopni, dużą blachę do pieczenia wykładamy papierem do pieczenia.
2. Mieszamy razem mąkę, sodę oraz kakao, odstawiamy.
3. W osobnej misce miksujemy masło, cukier oraz aromat waniliowy na jednolitą, pusztą masę. Dodajemy 1 jajko i miksujemy całość, dodajemy drugie jajko i również miksujemy całość.
4. Do masy maślanej wsypujemy mieszankę mąki, miksujemy krótko. Dodajemy wiórki kokosowe oraz orzechy nerkowca, mieszamy całość bardzo dokładnie. Dodajemy czekoladę i również mieszamy całość.
5. Urywamy po kawałku ciastka i rozpłaszczamy w ciasteczko-podobne kształty na blasze - podczas pieczenia całkiem sporo urosną więc należy zostawiać miedzy nimi odstępy :). Wstawiamy do nagrzanego piekarnika na ok. 8 -11 minut (w zależności od wielkości ciastek). Ciastka zaraz po wyjęciu z piekarnika będą lekko miękkie, po wystudzeniu stwardnieją.

Przed upieczeniem
I po upieczeniu

sobota, 18 czerwca 2011

Baileys & Chocolate Parfait

Kocham czekoladę i uwielbiam likier Baileys, więc naturalną konsekwencją zobaczenia przepisu na Baileys Parfait w czerwcowym wydaniu 'Kuchni' było moje ekspresowe zabranie się do przepisu ;) Ciasto jest zdecydowanie dla tych, którzy lubią naprawdę mocno czekoladowe ciasta (600g czekolady w jednym cieście to, przyznacie, całkiem sporo - prawda?). Esencja czekoladowości to głównie fantastyczny krem, składający się li tylko z czekolady, śmietanki 36% i, jakżeby nie było, Baileysa. Przyznaję bez bicia, że to zdecydowanie jeden z najlepszych kremów czekoladowych jakie zdarzyło mi się wykonać, i do tego banalny w wykonaniu - jedyne co robimy, to rozpuszczamy czekoladę, dolewamy do niej śmietanki, mieszamy np. łyżką aż będzie jako-tako jednolita, odstawiamy na jakiś czas a potem miksujemy z Baileysem (lub innym likierem). Zostaje tylko nałożyć krem na spód/biszkopt i gotowe. Na pewno jeszcze kilka razy u mnie zagości ;) Sam czekoladowy biszkopt też jest niesamowity - niemal bez mąki, głównie bazuje na jajkach, jest baardzo delikatny i puszysty.
Jedyny problem z przepisem miałam taki, że jak to zwykle przepisy z Kuchni, nie została podana wielkość formy do pieczenia. Ja upiekłam swój biszkopt w formie o średnicy ok 21 cm, co skończyło się tym, że miałam gigantyczny biszkopt, który w środku był niedopieczony - musiałam go przekroić na pół i obie części podpiec osobno w piekarniku, ilość kremu z podanych składników też wyszła ogromna. Koniec końców miałam więc 2 ciasta ;) Moim zdaniem taka ilość składników jest odpowiednia na formę o średnicy 28-30cm, unikniemy dzięki temu wyżej opisanego 'cudownego' rozmnożenia ciasta ;]
A magiczną nazwą 'parfait' proszę się nie przerażać, bo to de facto krem czekoladowo-baileysowy na biszkopcie jest, ot i cała tajemnica.

Baileys & Chocolate Parfait
(składniki na formie 28-30cm (patrz wyżej))


Biszkopt
6 jajek
80g cukru pudru
25g kakao
2 łyżki mąki ziemniaczanej
150g gorzkiej czekolady
1 łyżka letniej wody

Krem czekolada & Baileys
450g gorzkiej czekolady
600ml śmietanki 36%, koniecznie w temperaturze pokojowej.
180ml likieru Baileys (lub innego o podobnej, lekko gęstej, konzystencji)

1. Robimy biszkopt: Piekarnik nastawiamy na 180 stopni, formę do pieczenia wykładamy papierem do pieczenia (najlepiej dno i boki oddzielnie wyłożyć papierem, wtedy wyjdzie nam ładny biszkopt).
2. Rozpuszczamy czekoladę (np. w mikrofali) - mieszamy aż będzie jednolita i odstawiamy do lekkiego ostygnięcia. Żółtka oddzielamy od białek. Miksujemy żółtka z cukrem aż będą ekstra puszyste. Wsypujemy mąkę oraz kakao do żółtek ubitych z cukrem i bardzo delikatnie mieszamy całość aż będzie jednolita.
3. Do masy dodajemy rozpuszczoną czekoladę oraz wodę, delikatnie mieszamy całość. W oddzielnej misce ubijamy białka na sztywno, dodajemy do masy i delikatnie mieszamy całość aż będzie jednolita.
4. Przelewamy masę do przygotowanej formy, pieczemy w piekarniku przez 15 minut. Po wyjęciu z piekarnika odstawiamy do ostygnięcia.
5. Robimy krem: Rozpuszczamy czekoladę (np w mikrofali lub kąpieli wodnej), dodajemy do niej śmietankę, mieszamy energicznie aż będzie jako-tako jednolita. Odstawiamy do ostygnięcia. Gdy ostygnie dodajemy likier i miksujemy całość do uzysykania lekkiego kremu. Nakładamy krem na biszkopt i wstawiamy całość do lodówki na co najmniej 3 godziny - aż krem się zetnie. Warstwa biszkoptu i warstwa kremu powinny mieć podobną wysokość.



niedziela, 12 czerwca 2011

Tarta kawowa : kruchy kawowy spód i kawowe nadzienie

Zamiast (albo jako dodatek do) porannej kawy ;) Pyszny, kruchy kawowy spód (baardzo fajny spód - wcale się nie kruszy i nie rozpada podczas krojenia) i rozpływające się w ustach kawowe nadzienie - czyli przedstawiam Państwu Coffee Custard Tart. Jest dość mocno kawowa, ale bez przesady :) Żałuję, że nie mam do tego lodów waniliowych, bo na pewno świetnie by się komponowały. Ale w ramach substytutu zawsze można użyć bitej śmietany ubitej z odrobiną cukru waniliowego ;) Mniam... tak to ja mogę rozpoczynać niedzielny poranek!

Tarta kawowa
(przepis jest stąd, po moich zmianach)

Składniki na tartę o średnicy ok. 20-22 cm:

Spód
56g masła
1/4 szklanki brązowego cukru
1 szklanka mąki pszennej
1 żółtko
2,5 łyżki bardzo mocnej kawy, ostudzonej

Nadzienie
7 żółtek
500 ml śmietanki 30%
1/3 szklanki bardzo mocnej kawy
2 łyżki cukru
2 łyżki mąki pszennej

1. Robimy spód: formę do tarty smarujemy lekko masłem, dno wykładamy papierem do pieczenia a piekarnik nastawiamy na 180 stopni.
2. Masło ucieramy z cukrem przy pomocy miksera, dodajemy mąkę i miksujemy dalej - powinny nam powstać takie raczej suche okruchy. Dodajemy żółtko, miksujemy, wlewamy kawę i miksujemy razem z resztą składników. Zagniatamy ciasto ręką (ciasto powinno się z łatwością połączyć w kulę, jeśli jest trochę za suche należy dodać jeszcze odrobinę kawy).
3. Urywamy po kawałku ciasta i wykładamy nim dno i boki tarty. Wstawiamy tartę do piekarnika na 25 minut. Po wyjęciu z piekarnika odstawiamy do ostudzenia.
4. Robimy nadzienie - w niedużym rondlu miksujemy żółtka, śmietankę, cukier oraz kawę. Wstawiamy rondel na średni ogień i CAŁY CZAS intensywnie mieszając doprowadzamy mieszankę do lekkiego bulgotania, dalej mieszamy aż masa zacznie gęstnieć (można to poznać po tym, że gdy włożymy do niej drewnianą łyżkę, masa powinna ją oblepić).
5. Dodajemy do masy mąkę i od razu całość miksujemy, zdejmujemy garnek z ognia i przelewamy nadzienie na podpieczony spód. Odstawiamy do całkowitego ostudzenia a następnie wstawiamy do lodówki - tarta powinna się ładnie ściąć. Smacznego! :)

Spód przed upieczeniem

sobota, 4 czerwca 2011

TORT! 3 piętra - największe dotychczasowe wyzwanie

Ten tort powstał i został zjedzony już w maju ale dopiero teraz zebrałam się żeby go wstawić :) Pomysł na podjęcie się tego wyzwania powstał chyba już jakoś w lutym, gdy z K. stwierdziłyśmy, że "czemu nie spróbować?" - z racji swoich konkretnych gabarytów i sporej ilości dekoracji, tort de facto i tak musiał nam wyjść na pierwszym razem, ale zdaje się, że aż do samego momentu przyklejania (specjalnym, jadalnym klejem - żeby nie było!) ostatnich kokardek - kiedy wszystko było już cacy i dopięte na ostatni guzik, nie zdawałyśmy sobie sprawy z tego, że chyba zwariowałyśmy porywając się na coś takiego. Ale, moim zdaniem, poszło nam całkiem nieźle.
Tort jest oczywiście weselny - jako, że Młodzi zamiast kwiatów prosili o wszelkie przetwory domowe, zdecydowanie wygrałyśmy w kategorii na największy przetwór domowy ;)

Tort ma 3 piętra: 40, 30 oraz 20 cm średnicy, każde piętro 9cm wysokości (ustawionych na odpowiednim stelażu, schowanym między tortami - inaczej by się zapadł). Przyznam, że miałyśmy niezły kłopot ze znalezieniem piekarnika, do którego wejdzie forma o średnicy 40 cm, ale dało radę. Nie mówiąc już o tym, że blaty do tego ciasta były pieczone w formie...do pizzy (nie ma to jak ekonomiczne podejście do sprawy :). Ponadto cała zawartość lodówki K. musiała ustąpić miejsca tortom ;) Nie mówiąc już o prawie tygodniowej okupacji kuchni K!
Każde piętro było innego rodzaju: najmniejsze to tort szwarcwaldzki, średni to tort korzenny z malinami a gigant to biszkopt nasączony ponczem i przekładany kremami jogurtowymi: jagodowym i malinowym.
Tort dekorowany był lukrem plastycznym w kolorze ecru, brązowym lukrem plastycznym oraz czekoladą plastyczną. Kokarda na szczycie (gum paste ribbon) to  pomysł zaczerpnięty z filmu instruktażowego (nasza przysłowiowa wisienka na torcie). Reszta dekoracji: małe kokardki 3D, koronka, i wałek do wycinania wstążek (przydatny do wspomnianej dużej kokardy).

Kolorystyka i jakość zdjęć pozostawia pewnie trochę do życzenia niestety :]









Początkowo pojawił się pomysł, żeby na najniższym piętrze dodać jeszcze średnie kokardy, ale w końcu zrezygnowałyśmy z nich. Może innym razem :)